sobota, 20 września 2014

EPICENTRUM (odc. 3)

   Nikt cię nie wiedział? - Szałata dopiero po tych słowach spojrzał w stronę Emi, która zupełnie zmoknięta, po kolana w błocie i wyraźnie zmęczona, z trudem wsiadała do solidnie wysłużonego, ciemno-zielonego samochodu francuskiej marki Chevrolet. Profesor szybko zrozumiał swój nietakt. Przecież to on sam uczył, że zawsze trzeba widzieć człowieka w człowieku: nie cel praktyczny, nie rzecz, nie narzędzie ale - cokolwiek by się działo - człowieka przede wszystkim: jak się czujesz? - dorzucił natychmiast, wkładając w to jedno zdanie jak najwięcej ciepła i spokoju. Ktoś mnie widział, jestem tego pewna ale jestem też prawie pewna, że nikt za mną jeszcze nie szedł - powiedziała Emi, pochylając się lekko i całując Szałatę w policzek. Odpowiedział jej dobrym, szczerym uśmiechem. Lubił tę inteligentną dziewczynę. Cenił w niej nie tyle nawet inteligencję, która przewyższała oczekiwania najbardziej wymagających głów I Liceum Ogólnokształcącego imienia Stanisława Wyspiańskiego w Józefowie ale nade wszystko jej prawość. Emi była szlachetna. A on dla niej był świadkiem mądrości, jakiej darowana człowiekowi inteligencja nie jest w stanie nauczyć się z książek.
   Na wyciągniętej dłoni dziewczyny Szałata zobaczył trzy, niewielkie, czarne karty elektronicznej pamięci. Gwizdnął z niedowierzaniem, otworzył schowek pod siedzeniem i wydobył z niego małą latarkę. No, nie - oglądał plastik pod światło i rozmyślał głośno - to najgorsze, co może być. Rządowe. Zakodowane. Nie otworzymy ich na moim komputerze. Tym razem Emi, jakby w odpowiedzi, gwizdnęła trochę z przekorą, trochę z niedowierzaniem. Przecież na Sora komputerze otwiera się wszystko. Sor ma jakiś magiczny klucz. Powie Sor klawiaturze: sezamie otwórz się i po kłopocie - dziewczyna mówiła te słowa bardziej do siebie, chcą pozostawić otworem choćby jedną z możliwych furtek, prowadzących do zrozumienia ucieczki własnego ojca. Nie otworzymy ich na moim komputerze - Szałata z uporem drapał się w brwi - bo jego cały system podłączony jest pod czerwone lampki tajnych służb naszego, kochanego i niepodległego państwa. Na moim komputerze mogę więc przygotować test dla waszej klasy. Mogę też pisać filozoficzne eseje i odbierać wiadomości od wybranej grupy osób albo wysłać do nich krótkie odpowiedzi. To nudzi strażników. Ale te karty mają na sobie kod ścisłej tajemnicy stanu. Wystarczy, że otworzę jedną z nich, a natychmiast w naszą stronę rzucą się gończe psy. I nie dadzą nam długo cieszyć się swobodą, moja droga Emi.
   Ogarnęła ich szybko ciemność ulic uśpionej stolicy. Szałata jechał gdzieś bez jednego słowa, w milczeniu. Emi co kilka ułamków sekundy widziała zamyśloną twarz profesora, oświetlaną powlekanym blaskiem ulicznych latarni. I nagle przyszedł do niej spokój. Rozumiała, że Szałata już wie i już zna tę odpowiedź, którą ona usłyszy w stosownym czasie. Ufała temu niewysokiemu, sympatycznemu człowiekowi, w którym zbiegały się niepojętym splotem i wiązaniem dwie, zdawać się mogło, tak wykluczające się rzeczywistości. Z jednej strony duszy Szałata był więc profesorem filozofii, wybitnym myślicielem, który spędzał godziny pochylony nad antycznymi inkunabułami i manuskryptami. Był profesorem wykluczonym dla jakiegoś powodu z elity i salonu. Profesorem, który zgłębiwszy mądrość, zdegradowany został przez coś lub kogoś do rangi licealnego belfra historii, etyki i filozofii dla chętnych. Z drugiej strony był podróżnikiem, misjonarzem i społecznikiem, który przebiegał najbardziej zapadłe rejony świata, kopiąc studnię w Sudanie lub przewożąc szczepionki dla najbardziej odległych plemion Wybrzeża Kości Słoniowej. Takim właśnie człowiekiem był ten, któremu Emi chciała powierzyć najbardziej palący sekret jej rodzinnego życia. Tu nawet nie chodzi już tylko o jeden dom, o twoją rodzinę, Emilio. Spełnia się chyba to, czego obawialiśmy się przez całe życie. Oni mają plan. Wysiadamy razem i idziemy blisko siebie, tak, jak chodzi ojciec z córka podczas podróży, zrozumiałaś? - Szałata wskazał zdziwionej dziewczynie oświetlony pawilon dolnego, mniejszego lotniska w Warszawie.
   Z bagażnika samochodu wyciągnął podróżną walizkę, ucałował Emi w głowę i ruszyli razem w kierunku głównego wejścia. Kilkoro ludzi kręciło się po słabo oświetlonym parkingu. Znudzony strażnik, stojąc przy koszu na śmieci, dyskretnie dopalał papierosa. W środku terminalu, przez przeszkloną ścianę, widać było zmęczonych czekaniem na odlot pasażerów: jedno spali, drudzy prostowali kości, inni rozmawiali przez telefon z drugim końcem świata. Dwa kroki przed głównym wejściem - profesor nagle zwolnił kroku i cicho cedził słowa - na lewo, nieco za wózkami na zbyt ciężkie bagaże, widzisz, znajdują się dwa automaty, służące do robienia prowizorycznych zdjęć. Każdy podróżny, przed odlotem do swojego domu, może zafundować sobie tutaj małą pamiątkę z Polski. Ale nikt prawie nie wie, że jeden z tych aparatów to przemytnik informacji dla wywiadów obcych państw. Taka skrytka kontaktowa tajnych służb. No, bo któż by się domyślał, że na oczach wszystkich, od czasu do czasu, przekazywane są najbardziej zakodowane i ściśle tajone informacje największych imperiów świata?  Emi poczuła, że ślina zasycha jej w gardle. A ty skąd o tym wiesz - zapytała cicho profesora. 
   Nie było jednak czasu na udzielenie odpowiedzi. Szałata uśmiechał się do niej komicznie, jak naiwny turysta, który spłukawszy większą część swojej fortuny w lokalach o podejrzanej reputacji, upojony i najedzony, opuszcza Warszawę. Nagle - głośno i bezceremonialnie - zaczął mówić do Emi w doskonałej francuszczyźnie. Rozumiała tylko tyle, że wyjazd był bardzo udany, że kontakt ze skautami w Polsce zachwyca go i że chciałby na koniec mieć zdjęcie z drużynową. To znaczy ze mną? - Emi speszona wyciągnęła palec w kierunku własnej piersi. Strażnik uśmiechał się do nich dwuznacznie i wszedł do wnętrza hallu, gasząc butem papierosa. A profesor objął dziewczynę ramieniem i podszedł do jednego z aparatów, stojących po lewej stronie, przy wózkach.
   To wszystko trwało kilka sekund albo wieki. Najpierw gardło maszyny połknęło pierwszą z kart elektronicznych, które Emi zabrała z tajemniczej świątyni swojego ojca. Szałata - ciągle zewnętrznie uśmiechnięty jak niedzielny turysta z Francji, miał wewnętrznie w oczach skrajnie przeciwne, ciężkie skupienie. Palce profesora dotykały czegoś najbardziej zamaskowanego w samym mózgu metalowego systemu. Nagle na dolnym ekranie aparatu, który zazwyczaj służył korygowaniu tła, koloru i kontrastu wywoływanego zdjęcia, Emi zobaczyła odszyfrowaną notatkę, wydobytą z kodu przenośnej pamięci. Czytała szybko i z uwagą:

   AKTA TAJNE. KRYPTONIM: MODERNIZM. CEL: EKSPERYMENT MENTALNY. 

   Dzięki osiągnięciom nauki, jesteśmy nareszcie w stanie odrzucić krępujący schemat historyczny, który nie pozwala na właściwy naturze postęp gatunków. Należy więc upowszechniać to przekonanie, które - dzięki osiągnięciom współczesnej fizyki - uznaliśmy za jedynie naukowe. To rozróżnienie jest istotnie znaczące i trzeba je zastosować także dla teorii filozoficznych, dotyczących koncepcji tak zwanego WIELOŚWIATA. Fizyka dowiodła, że nasz wszechświat jest tylko jednym z wielu istniejących - a być może nieskończenie wielu - wszechświatów oddzielonych od siebie. Nie należy więc dalej pozwolić na to, by gatunek dominujący jednego z wszechświatów narzucał swoje prawa pozostałym gatunkom, które w ten sposób nie mogłyby rozwijać swej potencji totalnej. Przeciwnie - plan eliminacji, a w jej efekcie denominacji, jest jednoznaczny. Należy uporać się z typologią gatunku: postacią ojca lub matki, wprowadzając współczynnik rodzicielstwa pod postacią partnera A, B, C, bardziej praktyczną dla wielu kultur innych wszechświatów; należy usunąć krępujące normy jednego typu moralności, roszczącej sobie prawa absolutne, zastępując je kategoriami dostosowanymi do trybu nowoczesności, zrozumiałej dla wielu systemów moralnych; podobnie - kategorie piękna w obszarze sztuki i architektury; dalej - typ nauki. Fizyka, posiadająca w sobie znamiona nauki powszechnej, musi zastąpić kryteria edukacyjne filozofii lub historii, opisujące zaledwie rzeczywistość pojedynczego, ziemskiego wszechświata; wreszcie zmianie podlega kategoria Bytu Absolutnego - tak zwany Bóg religijny jest istotą wieloznaczną, dla której stworzenie jednego wszechświata czy też wielu wszechświatów, jest tak samo trudne albo tak samo łatwe. Według praw logiki: jeśli Byt Absolutny zwany Bogiem religijnym, jest nieskończony, nie może być zainteresowany kreacją niczego, co jest mniejsze od nieskończoności. Krok ostateczny - to zmiana kulturowa postaci Boga religijnego w mechaniczny Umysł Doskonały, którego istnienie zdolna jest przyjąć kultura bytowa każdego z ewentualnie stworzonych wszechświatów. Sposobem realizacji projektu będzie systematyczna ingerencja w system edukacji - stopniowa likwidacja nauczania historii jednego rejonu, kultury, narodu itp; oraz ekonomii - planowe wyparcie globalnym mechanizmem gospodarczym przemysłu lub rolnictwa jednego obszaru walutowego itd; oraz komunikacji medialnej... 

   Emi  ani nie rozumiała ani nie doczytała do końca czytanego tekstu ale profesor już zmieniał pozycję i uścisk jej szyi, niby pozując artystycznie do drugiego zdjęcia. Nie było czasu na myślenie, gdyż ekran maszyny odczytywał treść zapisaną w przepaściach kolejnej ze znalezionych kart elektronicznej pamięci:

   AKTA TAJNE. KRYPTONIM: SYNKRETYZM. CEL: EKSPERYMENT RELIGIJNY.

   Rozwój społeczny wieloświatów i ich kultur domaga się zdecydowanego przeciwdziałania wszelkim czynnikom, stopującym postęp tego procesu. Wśród czynników wstecznych na pierwszym miejscu należy umieścić religię, a szczególnie ten typ religijności, który rości sobie pretensje do wyrokowania, do wyłączności lub dogmatycznej nieomylności, do definiowania przez to prawd ostatecznych, do reprezentacji społecznej i do roli wychowawczo - moralnej, czyli w pierwszym rzędzie katolicyzm. Roli Kościoła katolickiego nie można - jak pokazały to niepowodzenia systemów politycznych historii ziemskiego wszechświata - ograniczyć i zlikwidować narzędziem agresji. Jest to wbrew prawom naturalnym gatunku ludzkiego. Należy więc zrezygnować z uzurpacji, przeciwdziałając ograniczeniu religijnemu inteligentną i długofalową polityką transformacji katolicyzmu kolejno w: wąską, wyizolowaną społecznie grupę kultu; szkołę filozoficzną jednego Mistrza, głoszącą poglądy sprzeczne z doświadczeniem naukowym; wspólnotę podzieloną na światłych - duchownych, bezlitośnie wyzyskujących i religijnie uwodzących ociemniałych - tak zwanych wiernych; bezużyteczną produkcyjnie warstwę dziwaków, starców i osób obciążonych psychicznie; wreszcie strukturę wewnętrznie zakłamaną, skorumpowaną, uwikłaną w niejasne mechanizmy finansowe i wiecznie ukrywającą prawdziwy stan rzeczywistości, realnie nie radzącą sobie z rozkładem moralnym od środka. Sposobem realizacji projektu będzie stopniowe osłabianie radykalizmu wspólnot religijnych, szczególnie katolicyzmu, przez wnikanie do wnętrza szeregów Kościelnych postaci dwuznacznych, niejasnych, epatujących dewocją, ograniczonych w swej inteligencji, zarażonych fanatyzmem, który wszędzie będzie upatrywał nowych cudów religijnych, quasi-charyzmatów lub działania sił zła - metodą "konia trojańskiego" podważając powoli lecz skutecznie jedność grup religijnych, spójność nauki teologicznej i sensowność modlitwy oraz kultu...

   Tym razem to Emi wyjęła z dłoni Szałaty trzecią kartę, wkładając ją wzorem poprzednich do lotniskowego automatu. Profesor bowiem patrzył w ekran jakby oniemiały lecz na prośbę dziewczyny przykleił raz jeszcze do twarzy ów francuski uśmiech podróżnika, zgadzając się na pozowanie dla trzeciego zdjęcia, dedykowanego rzekomo tym razem nieznanym, polskim skautom. Kątem oka Emi spostrzegła, że strażnik znów ma zamiar wyjść na zewnątrz lotniskowego budynku. Obydwoje więc szybko ale wnikliwie przeglądali treść trzeciego symbolu nowoczesnej wiary jej ojca:

   AKTA TAJNE. KRYPTONIM: BIOTECHNOLOGIA. CEL: EKSPERYMENT MEDYCZNY.

   Zasadą spójnego działania istoty ludzkiej jest mózg człowieka. Wiedza historyczna, dominacja filozoficzna oraz zabobon religijności na tyle skutecznie skrępowały myślenie i decyzyjność głównego gatunku zamieszkującego ziemski wszechświat, że nie jest on niekiedy w stanie przekroczyć własnych barier psychicznych, obwarowanych dodatkowo normami moralnymi. Konieczna jest zatem bezpośrednia ingerencja medyczna w mózg człowieka. Nie może się ona jednak dokonać przemocą, podobnie jak w przypadku eliminacji czynnika religijnego. Należy zatem użyć najpierw modelu nauk psychologicznych celem filtrowania sposobu przeżywania i doświadczania przez człowieka przestrzeni własnej osobowości. Psychologia następnie przygotuje przedpole kolejno naukom medycznym: chirurgii, genetyce oraz neurochirurgii, pozwalając im na nowoczesne zmiany, przeprowadzane we wnętrzu organizmu ludzkiego. Zmiany natury: płciowej, psychicznej, seksualnej, mentalnej oraz fizycznej. Sposobem realizacji projektu będzie przygotowanie oraz stosowne wynagradzanie ekonomiczne grupy lekarzy, świadomych procesów dokonujących się w połączonych kulturach wielu wszechświatów...

   Pójdziesz spokojnie na drugą stronę parkingu i skierujesz się w stronę centrum miasta. Zaraz cię znajdę - tym razem Szałata wyszeptał te zdania w języku polskim, całując jednocześnie Emilię w prawy policzek. Strażnik zapalał kolejnego papierosa, obserwując uważnie rozstającą się parę. Profesor z walizką wbiegł truchtem do wnętrza terminalu. Dziewczyna odeszła w kierunku wyjścia z parkingu.
   Emi nie mogła uwierzyć w to, co widziała przez ostatnie pięć minut na ekranach lotniskowych aparatów fotograficznych. Setki myśli przechodziły w chaosie przez jej głowę. Tysiące wspomnień z dzieciństwa, twarze, dziesiątki zdjęć jej ojca i matki w wielu, rozmaitych sytuacjach. Co to wszystko miało znaczyć? Kim był dzisiaj jej ojciec? O jakich wszechświatach czytała przed chwilą? Czy to wszystko napisał i myślał jej ojciec, czy ktoś inny? I wreszcie kto zrobił jej zdjęcie w zakazanej części ogrodu? Szałata słuchał tylko spokojnie tych myśli, jadąc z mówiącą bez przerwy Emi w samochodzie. Zabrał ją z lotniska, wcześniej opuszczając terminal drugim wyjściem. Powoli wyjeżdżali z Warszawy, poruszając się w kierunku Józefowa. Profesor jedną rękę trzymał na kierownicy ale drugą w kieszeni, zaciskając palce na trzech elektronicznych kartach pamięci.
   Gdy dojechali przed gmach szkoły zaczynało świtać. Za rogiem liceum znajdowało się maleńkie mieszkanie Szałaty - tutejszego profesora historii, etyki i filozofii dla chętnych. W środku znajdowały się dwa niewielkie pokoje, przedzielone wąskim korytarzem. Po jednej stronie sypialnia, a po drugiej coś na kształt gabinetu, biblioteki i sali wykładowej jednocześnie. Emi usiadła w fotelu i popatrzyła w górę. Na najwyższym piętrze półek z książkami stały kamienne popiersia dwóch, greckich filozofów: Sokratesa i Arystotelesa. Dlaczego nie masz w domu Platona? Pasowałby do tych trzech - napięcie sytuacji sprawiało, że Emi mówiła do Szałaty na ty. Bo był praktykującym homoseksualistą - rzucił krótko profesor, nie dodając żadnego komentarza więcej. Podszedł do małej szafki obok wejścia do łazienki i nasypał kawy do dwóch szklanek. Czy ktoś może nam to wszystko wyjaśnić? - zapytała Emi. Szałata zalał kawę wrzątkiem, podał szklankę dziewczynie, usiadł obok i wypił pierwszy łyk gorącego napoju. Według moich obliczeń - powiedział w stanie spokojnego zamyślenia - może to zrobić do końca tylko jeden człowiek na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz