piątek, 10 października 2014

Mistrzowie i uczniowie modlitwy... (Łk 11, 1-4)

   Temat trudności na modlitwie jest codziennym chlebem osób, które praktykują życie duchowe. Rozproszenia, kwestia pogodzenia życia codziennego z nadprzyrodzonością, zmęczenie, poczucie grzeszności w konfrontacji z wyczuciem majestatu i sacrum Boga oraz wiele innych. W kontekście tego, jestem absolutnie przekonany co do prawdziwości następującej zasady: przeszkody w modlitwie są jak wiatr w żagle prawdziwych uczniów i są jak łańcuch u stóp pozornych mistrzów.
   Człowiek, żaden człowiek nie może obiektywnie nazwać się mistrzem modlitwy. W dziedzinie modlitwy zawsze jesteśmy uczniami, zawsze jesteśmy jakby na początku nowego etapu, zawsze zasiadamy w ławkach szkoły modlitwy jedynego Jej Mistrza - Jezusa z Nazaretu. Kto świadom jest tej pozycji ucznia w sztuce modlitwy, będzie się w niej szkolił i rozwijał. Zachowa świeżość, lekkość ciągłego początku, ucieszy się najmniejszym powiewem łaski, delikatnym światłem obecności i pokoju. Ci zaś inni, przekonani o wzniosłości własnego mistrzostwa będą kroczyć po polach modlitwy ociężałym krokiem. Zawrócą wielokrotnie, zbłądzą po stokroć, zniechęcą się długim dystansem wędrówki - bo skoncentrowani na sobie, muszą adorować pustkę, która nie nasyca nigdy dostatecznie.
   Tyle świeżego piękna i młodości zawiera dlatego w sobie ta szczera prośba Apostołów: "Panie, naucz nas modlić się...". Nie odwykniemy już nigdy od towarzyszącego nam zawsze wysiłku ponownego uczenia się sztuki modlitwy. Wszystko będzie dobrze w życiu duchowym, jeśli nigdy nie wyrzekniemy się szczerej pozycji ucznia, siedzącego wytrwale w pierwszym rzędzie akademii jedynego jej Mistrza, Chrystusa. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz