niedziela, 16 listopada 2014

Arystokracja ducha... (por. Łk. 17, 7 - 10)

   Mieszkając jeszcze w Polsce ponad wiele darów w życiu ceniłem spotkania i długie rozmowy z o. Markiem Sokołowskim, jezuitą. Kiedy już Profesor skorygował wszystkie błędy w określonej partii doktoratu, stawał się wówczas Mistrzem, który lubił opowiadać mi mądrość życia. Ojciec Marek mieszkał w kolegium profesorów na Rakowieckiej, dzieląc dom również z klerykami - studentami, których formował ojciec Wacław Oszajca, jezuita. Kiedyś Ojciec Marek powrócił, po kilku miesiącach przerwy, z dalekiej wyprawy i wszedł do wspólnego saloniku na kawę. Po kilku minutach do wnętrza pokoju rekreacji zajrzał nowy kleryk jezuicki, bezceremonialnie przysiadł się do Profesora i rozpoczął rozmowę w dość zaskakujący sposób: a Ty co tu robisz? Zdziwiony, doświadczony, mądry i wykształcony Profesor zdjął wówczas okulary, odłożył czytaną właśnie gazetę, specyficznym dla siebie wzrokiem popatrzył w stronę wyzwolonego młodzieniaszka, po czym kierując się w stronę drzwi, z głęboką kulturą i delikatnością, wyszeptał: chyba tu mieszkam...
   Nie da się ukryć, że łódź Kościoła w tych czasach przedziera się przez fale historii nowożytnej pośród szkwału, burz i przeciwnych fal. Trzeba jednak również zauważyć, iż ta burza w sposób przedziwny posiada co najmniej kilka, własnych epicentrów. Jednym z nich i wcale istotnym jest wewnętrzne barbarzyństwo chrześcijańskich obyczajów, nazywane przez wielu przewrotnie: nowym obliczem posoborowego Kościoła, prostotą lub nowoczesnością oświeconych katolików. Tymczasem jest to po prostu barbarzyństwo i jak ono wygląda zatem? Jeśli niedawno jeszcze dbano o godność Eucharystii, używając do liturgii szat godnych i pięknych oraz naczyń artystycznych, tak dziś katolicy wyzwoleni nie zawahają się założyć stuły na letnią koszulkę z kołnierzykiem, by odprawiać Mszę Święta byle gdzie, w drewnianym spodku od filiżanki zamiast dostojnego kielicha. Jeśli kiedyś noszono w Kościele elegancki strój duchowny: sutannę, koloratkę i habit, tak teraz modne jest w świecie posoborowego barbarzyństwa zestawienie białego płatka pod szyją z dżinsem lub wycierusem. I nie wolno tego nikomu komentować. Jeśli kiedyś osoby duchowne i konsekrowane obowiązywała schludność wyglądu, skromność zakupów i wydatków, tak dziś wszędzie widać księży i zakonnice na motocyklach, w habicie i kasku, w sutannie, z dwudniowym zarostem lub fryzurą hipisa. To jest dogmat mody. Nie uwzględnia się sprzeciwu. Jeśli kiedyś w Kościele osoby zasłużone, pracowite lub po prostu mądre - profesorów wiary odznaczano i nazywano zaszczytnym tytułem, tak dziś wyzwolonym barbarzyńcom posoborowym każdy tytuł wyższy od ich potencji albo inteligencji kojarzy się zaraz z feudalizmem. Nie wiadomo więc kiedy nowicjusz klepnie po plecach kanonika, a zakonnica zagadnie na ty, bez ogródek do biskupa emeryta. Takie czasy. I wreszcie jeśli kiedyś szanowano w Kościele prawo płci oraz intymności, tak dziś na potęgę, na rekolekcjach, pielgrzymkach i szkoleniach nowej ewangelizacji miesza się nowoczesne towarzystwo, nie przestrzegając nawet zasad stosownego unikania koedukacji. Trzeba przecież zburzyć także i ten bastion średniowiecznego ciemnogrodu, nazywany skromnością bycia. Trzeba udowodnić, że teraz już nie ma co się kryć przed sobą po klasztorach: jesteśmy dorośli, oświeceni, zrozumieliśmy wszystko.
   Otóż twierdzę, że są to przejawy barbarzyństwa. Oczywiście, nie wyłącznie zewnętrzne. Chaos myślenia, chaos przeżyć, chaos wewnętrznego świata wylał się poza serce posoborowego człowieka. Zabrał mu najpierw kulturę wnętrza, infekując następnie skutecznie świat zewnętrznej, kościelnej elegancji.
   Tymczasem Jezus nie jest barbarzyńcą. Świadczy o tym właśnie 17 rozdział ewangelii Łukasza i przypowieść Chrystusa o relacjach między panem a sługą. Gdyby ten fragment pisał posoborowy barbarzyńca, historia kończyłaby się zgoła inaczej: sługa miałby dużo wolnego czasu, szybko przeszedłby z panem na ty, jeśli nawet przygotowałby ucztę, to pan musiałby pozmywać, a tak w ogóle to nie nazywano by raczej sługi - sługą ale współpracownikiem, przyjacielem czy partnerem. Jakoś tak, żeby zaakcentować radosną równość i wyzwolenie z feudalnej przeszłości. Na szczęście nie ma to nic wspólnego z myślenie Jezusa. W przypowieści więc panuje arystokratyczny porządek: pan jest panem, a sługa sługa - kochanym ale respektującym podstawowe normy kultury i eleganckiego obyczaju, jaki pan - nie bez racjonalnych powodów - zaprowadził na zawsze w swoim domu.
   Nasz Pan był arystokratą ducha. I do tego poziomu trzeba dziś szybko wrócić wszystkim, którzy pragną ocalić Kościół od zalewu barbarzyństwa. Nie ma co się wstydzić wysokiej kultury Ewangelii. Warto dbać o liturgię i świątynną sztukę. Warto nosić sutanny i habity. Warto strzyc włosy i golić brody. Warto nosić ubrania schludne, eleganckie i tanie. Warto wreszcie szanować w Kościele wiek, intymność płci i cudzy dorobek życia. Kościół przez wieki był miejscem, w którym barbarzyńcy zmieniali się w arystokratów ducha - nie odwrotnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz