środa, 6 maja 2015

Prolog. Droga początkujących...

   Cieszę się z każdego listu lub maila, przesłanego nie o mnie ale personalnie do mnie, w którym Człowiek dzieli się ze mną trudnością, radością lub wątpliwością, wyrażaną wobec tego, o czym tu piszę. Jak często powiada jeden z moich Przyjaciół: dziękuję za współmyślenie. Nade wszystko jednak ucieszyło mnie ostatnio to, iż wiele Osób poszukujących autentycznej drogi życia duchowego, po ostatnim artykule zapragnęło nie tyle oglądać spektakl na teatralnej scenie, show czy ekranizację. Wielu z nas opuściło wygodną lożę, oddało bilet by z pobożną ciekawością podejrzeć, co tak naprawdę dzieje się za kurtyną nawrócenia. Dlatego też postawiono mi pytanie: czym są trzy okresy życia duchowego?
   Czas płynie szybko. Ale pamiętam znakomicie, że przed kilkoma już laty, z grupą wiernych Przyjaciół, wybraliśmy się do jednego z maluczkich lecz autonomicznych teatrów warszawskich, na tajemniczą sztukę o tytule "Prolog". Nikt z nas nie wiedział wcześniej, co autor dzieła miał na myśli? To, co zdolni byliśmy poznać przed wejściem do teatru, to odczytać krótką prezentację i ogólną recenzję, dołączoną do biletu. Dopiero więc po rozpoczęciu sztuki, wszyscy zrozumieliśmy, że klasyki nie będzie. Nikt z nas nie straci oddechu z wrażenia ani nikt z nas nie będzie ziewał z nudy. Po prostu scenariusz "Prologu" został tak zaaranżowany, aby to widzowie w pewnej chwili, krok po kroku, stawali się współtwórcami dzieła. Akcja sztuki wraz z upływem minut coraz bardziej zależała od naszych reakcji, odpowiedzi i wyborów. Loża przeobraziła się w scenę a scenariusz, wraz z jego ostatnim aktem, wyprowadził nas w zimową, białą od śniegu ulicę praskiej części Warszawy - w życie. Na odchodne usłyszeliśmy wszyscy głos reżysera: nie zatrzymuj się, idź...
   Wszystkim katolikom świata, szczególnie w Europie, nie wspominając już o dziewięćdziesięcio dziewięcio procentowej Polsce, grozi w życiu wewnętrznym pokusa bezmotywacyjnej stagnacji czyli wygodnej religijności bez wyboru. Kościół katolicki jest bowiem instytucją religijną praktycznie zorganizowaną. Każdy więc katolik zostaje poinformowany, że swoje dziecko trzeba najpierw przynieść do Chrztu. Otrzymuje ono łaskę pierwszego z sakramentów ale nie jest na tyle świadome, by już coś wybierać. Chrześcijanin rośnie i zostaje zapisany do szkoły, w której chodzi na lekcje religii. Niby można nie chodzić ale nikt przecież nie wymaga zapisów czy deklaracji: jeśli chodzi się do szkoły - a to publiczny obowiązek - jest się automatycznie na liście katechety. Co najwyżej przysługuje wybór negatywny: gdy się nie chce rozmawiać z katechetą, trzeba to na piśmie zgłosić zarządowi placówki. I tak niebezpiecznie narasta proces bez refleksji lub wyboru.
   Religia w szkole przygotowuje do Komunii Świętej. Każde dziecko wie, że będą zdjęcia, filmy, goście i prezenty. W kilka lat po przyjęciu Ciała Chrystusa, rozpoczyna się religijna kampania w celu zwerbowania kandydatów do bierzmowania, wręczenia im indeksu obecności w parafii, z nieodłącznym hasłem: nie przyjdziesz na bierzmowanie to i ślubu nie będzie! Nie można więc i dziwić się, że następnie po latach, ów zaprojektowany już w pakiecie bierzmowania ślub, jest raczej dla wielu decyzją za dopełnieniem pewnej, czasem już antycznej, moralnej tradycji, niż świadomie, pięknie przeżytym sakramentem. W tym dobrze zorganizowanym, pragmatycznym, europejskim systemie kościelnym papiery są w porządku lecz bardzo mało miejsca pozostawia się własnej, niewymuszonej, refleksyjnej inicjatywie. Kancelaria parafialna funkcjonuje lecz serce nie rozeznaje czasem perspektywy ewangelicznej wolności wyboru.
   Tym właśnie różni się prawdziwe życie wewnętrzne od religijnej denominacji, że jego istotą jest wybór, a w konsekwencji wolność. Świadome uczestnictwo, a nie odgórnie zadany projekt. Bóg powołuje do udziału tylko wolnych ludzi. Wszystkie, trzy okresy życia prawdziwie duchowego zmierzają systematycznie do powiększenia obszaru wolności, która będzie główną konsekwencją kluczowej decyzji, jaką człowiek podjął w momencie pierwszego nawrócenia, całkowicie dedykując siebie Bogu. Te trzy przełomy wewnętrzne noszą nazwę: drogi początkujących, określanej też czasem oczyszczeniem; drogi postępujących lub etapem oświecenia; oraz drogi doskonałych, tudzież zjednoczeniem. Klasycy powiadają, iż nie ma tak naprawdę ścisłych sektorów. Cechy proporcjonalne dla okresu oczyszczeń, mogą powracać potem nawet na drogę doskonałych. Można jednak w duszy żyjącej duchowo rozpoznać znamiona postępu, charakterystyczne dla każdej z tych trzech, wyżej wymienionych dróg wewnętrznego wytrwania w łasce.
   Droga początkujących zaczyna się od pierwszej regularności duchowej, która trwa zazwyczaj długo po nawróceniu. Ta systematyczność nie jest jarzmem. Jest przyjemna, bo duszy postępującej w łasce towarzyszy świadomość rosnącej pobożności, błogosławieństwa, opieki Bożej w codzienności i większej wartości moralnej swojego życia. Środki do tego przeczucia są proste. Na drodze początkujących obiera się z satysfakcją jakiś pierwszy plan regularnej modlitwy, zazwyczaj dłuższej i bardziej intensywnej niż przedtem. Niedzielna Eucharystia nie jest już obowiązkiem lecz tęsknotą. Co więcej, dusze początkujące odkrywają i pragną Komunii Świętej częściej a nawet codziennie. Innym elementem oczyszczeń jest regularna spowiedź, z dobrym, coraz bardziej świadomy rachunkiem sumienia, który pozwala na poznawanie siebie. Jest się wówczas zdolnym do pewnego wysiłku ascetycznego, do stopniowej poprawy, które rozumie się jako doskonalenie i korektę duchowego organizmu. To dlatego na drodze początku dusza chętnie praktykuje rozmaite umartwienia: post, milczenie, wyłączenia telewizji, skromność oczu i języka. Najczęściej wówczas myśli się o przyłączeniu do innych pobożnych i dobrych, odkrywając życie wspólnotowe. Głównym znamieniem etapu początkujących jest też radosne przeczucie tego, że Bóg towarzyszy ludziom wierzącym w każdym, nawet najbardziej  prozaicznym momencie ich pracy, nauki albo odpoczynku.
   I oto nagle w samym centrum duchowej sielanki, w niespodziewanym choć zaiste odpowiednim momencie, pojawi się zgrzyt: Bóg, który zaprosił, odnalazł, przygarnął i błogosławił, pierwszy raz domaga się oczyszczenia. Co się stało? W momencie nawrócenia krajobraz wiary wydawał się być krainą, która opływa w mleko i miód. Tymczasem na drodze początkujących rodzą się nagle wątpliwości. Trwa modlitwa lecz gdzieś w głębi serca ożywa niepokojący dyskomfort i podnosi pierwszy raz głowę pokusa by zawrócić, odpocząć, żyć jak wszyscy ludzie, nie wygłupiać się a nawet prywatnie rozczarować się Bogiem. Co się dzieje?
   Jak mówiłem, istotą życia duchowego jest rozumny wybór, a nie bezprzytomne naśladownictwo. Podstawowym celem duchowego wzrostu nie jest sztuka ascezy ani nadprzyrodzone fajerwerki. Ascezę potrafi uprawiać tak naprawdę każdy. I każdy przeciętny, pentekostalny pastor zna się na sztuce socjotechniki czy hipnozy tłumu. Bogu chodzi jednak nie o pobożne sztuczki ale o prawdziwą motywację nawrócenia. Najczęściej bowiem na drogę początkujących - co zaskakujące lecz oczywiste - nie wchodzi się ze względu na Boga lecz ze względu na upragnione łaski. Poszukiwanie daru Bożego nie jest zaś wcale równoznaczne z poszukiwaniem Boga.
   Droga początkujących ma więc za cel oczyszczenie motywacji wiary. Pierwszy raz nawróciłeś się dla siebie, by inkasować duchowe profity: cieszyć się pobożnością, szukać w sobie nadprzyrodzoności i doceniać siebie za dobre, moralne wybory. Podczas etapu oczyszczenia jest natomiast szansa na ponowne nawrócenie, czego uczciwie domaga się Bóg. Nawrócenie od egoizmu, skupienia na sobie, poszukiwania nadzwyczajności i cudów, w stronę wolnej od tego adoracji Stwórcy. To dlatego na drodze początkujących chwile pociech przeplatają się z momentami goryczy a chwile światła z momentami buntu i zwątpienia. Wszystko po to, by dopełnił się cel tego okresu życia wewnętrznego: oczyszczenie motywacji w wyborze Boga.
   Tę przełomowy moment na drodze początkujących najtrafniej chyba, choć niezwykle radykalnie, przedstawił Jan od Krzyża, Doktor Kościoła i hiszpański mistyk XVI wieku. W swoim genialnym dziele pod tytułem: "Droga na Górę Karmel", w księdze drugiej, pisał On bowiem: "Od kiedy Bóg dał nam swego Syna, który jest Jego jedynym Słowem, nie ma innych słów do dania nam. Przez to jedno Słowo powiedział nam wszystko naraz. To bowiem, o czym częściowo mówił dawniej przez proroków, wypowiedział już całkowicie, dając nam swego Syna. Jeśli więc dzisiaj ktoś chciałby Go jeszcze pytać lub pragnąłby jakichś wizji lub objawień, nie tylko postępowałby błędnie, lecz także obrażałby Boga, nie mając oczu utkwionych jedynie w Chrystusa, szukając innych rzeczy lub nowości".
   Prolog, etap oczyszczeń albo droga początkujących to wyzwolenie autentycznej motywacji. Przyszedłeś do teatru, by przeżyć dreszczyk emocji i płakać ze wzruszenia albo ziewać i jak często to bywa - krytykować. Lecz centralna norma wolności sprawiła, że nie będziesz widzem. Zostaniesz reżyserem sztuki.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz